sobota, 27 czerwca 2015

Harpie- recenzja książki

Hej!
Tak jak Wam wczoraj wspominałam ostatnio bardzo intensywnie nadrabiam moje czytelnicze zaległości, dlatego też recenzje będą dominować na blogu w najbliższych dniach. Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzje książki, po którą sięgnęłam przez przypadek. Mianowicie pozycja ta jest własnością mojej cioci i podczas ostatniej wizyty u niej zauważyłam tę książkę na stole. Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła jej czytać ;) I tak Harpie stały się pierwszym kryminałem, który mi się spodobał.


Joanna Chmielewska- Harpie
ocena: 5/7


Opis fabuły:
Czy tytułowe harpie mają coś wspólnego z mitologią grecką? Co łączy je z Dorotką Pawlakowską i czy brały dział w zabójstwie majętnej staruszki? Czytelnik znajdzie tu liczne intrygi, zawikłane śledztwo, a także historię miłosną. Bohaterowie nieustannie popadają w tarapaty i muszą rozwiązywać skomplikowane zagadki.

Moja ocena:
Tak jak już wspomniałam we wstępie Harpie bardzo przypały mi do gustu. Do tej pory nie przepadałam za kryminałami, uważałam je za nudne i przewidywalne. Jednak po przeczytaniu tej książki doszłam do wniosku, że do tej pory nie trafiłam jeszcze na naprawdę dobry kryminał i stąd moje uprzedzenie do nich. Z twórczością Pani Chmielewskiej zetknęłam się po raz pierwszy w życiu i dlatego nie wiedziałam czego powinnam się spodziewać po tej lekturze. Nie byłam pewna czy przemówi do mnie jej styl pisania. Na szczęście okazało się, że Harpie to naprawdę świetnie napisana książka. Myślę, że jej głównym atutem jest sposób budowania napięcia. Tak naprawdę do ostatniej strony książki czytelnik jest trzymany w napięciu i nie wie jak skończy się fabuła. Bardzo mi się to spodobało, ponieważ do tej pory spotykałam się jedynie z takimi "kryminałami" gdzie ostatnie 30-40 stron to tak zwane rozwiązanie akcji. Ponadto, uważam że dużym atutem tej książki są dialogi 3 sióstr ( głównych bohaterek). Myślę, ze warto ją przeczytać tylko dla tych wypowiedzi. Według opisu książka miała być zabawna i to właśnie dzięki konwersacją ciotek Dorotki nabiera ona takiego charakteru. Oczywiście dostrzegam także minusy tej pozycji. Uważam, że niektóre wątki są zbyt przejaskrawione, a sam wątek morderstwa z czasem staje się nudny. Szczerze mówiąc, sama od niemalże początku domyślałam się kto jest mordercą. Tak więc widzicie, że napięcie w książce nie jest tworzone przez motyw morderstwa. Więc przez co? Dla mnie tym czymś jest rozwiązanie zagadki spadku.
Podsumowując, książka może okazać się fajną alternatywą dla tzw. "przygodówek" i dlatego z czystym sumieniem mogę Wam ja polecić. Jednak jeśli ktoś lubi typowe, mocne kryminały to obawiam się, ze ta pozycja może go rozczarować.


Na dzisiaj to tyle. Jutro mam w planach kolejny post, tym razem niezwiązany z książkami, dlatego już dzisiaj zachęcam do zaglądnięcia także jutro ;)

Do następnego!

piątek, 26 czerwca 2015

Czary Marigold- recenzja książki

Hej!
Dzisiaj znowu przychodzę do Was z recenzją książki. Czerwiec to zdecydowanie mój miesiąc nadrabiania czytelniczych zaległości, dlatego też na blogu w najbliższym czasie będą królowały właśnie recenzje. Nie oznacza to oczywiście, że nie zabraknie innych ( mam nadzieję ciekawych) wpisów. przy okazji, jeśli macie jakieś życzenia odnośnie postów na blogu ( biżuteria, recenzje, itd) to piszcie śmiało w komentarzach- z pewnością uwzględnię Wasze sugestie ;) A teraz zapraszam juz na recenzje kolejnej powieści z Zielonego Wzgórza:



Lucy Maud Montgomery- "Czary Marigold" 
ocena: 7/7


Opis fabuły:
Czary Marigold są równie zabawną jak Ania z Zielonego Wzgórza, chociaż mniej znaną w Polsce powieścią obyczajową L. M. Montgomery. Mała Marigold to wrażliwa, o niezwykłej wyobraźni dziewczynka, mieszkająca w Świerkowej Kępie z mamą, Salome, Młodą Babcią i Starą Babcią. Marigold bawi się z wymyśloną przyjaciółką Sylwią, odwiedza licznych krewnych, zawiera przyjaźnie, przeżywa dziecięce troski, radości i rozczarowania.
Czytając tę książkę, przenosimy się w czasy, gdy na samochód mogli pozwolić sobie nieliczni, sukienki odsłaniające kolana były bardzo nieprzyzwoite, a kobietę-lekarkę nazywano „babochłopem” (twórca tego określenia, wujek Klon, kilka miesięcy później stanął z nią na ślubnym kobiercu). Społeczeństwo było wówczas jeszcze bardzo konserwatywne, ludzie podchodzili sceptycznie do wszelkich nowinek i zmian, a największą wartość stanowiła dla nich rodzina. Niezwykły klimat tej epoki sprawia, że świat Marigold niewątpliwie zauroczy miłośników innych książek Montgomery, a także wszystkich, którzy chcą chociaż na chwilkę wrócić do beztroskiej krainy dzieciństwa.

Moja ocena:
Jeśli chodzi o tę powieść to moim zdaniem jest to kolejna świetna książka spod pióra Lucy Maud Montgomery. Zdecydowanie zaliczyłabym ją do tych najlepszych książek autorki ( myślę, ze wraz z Ania z Zielonego Wzgórza oraz Emilką z Księżycowego Nowiu tworzą najlepszą trójkę powieści tej autorki). Mnie osobiście zachwyciły przygody małej Marigold oraz jej przyjaciół. Myślę, że książka naprawdę skrywa w sobie magię, chociaż na próżno byłoby w niej szukać różdżek, magów i kotłów. Sądzę, że wiele osób może zarzucić jej monotonność, ale moim zdaniem spokojny rozwój fabuły nadaje książce realnych kształtów. Nie wiem jak wy, ale ja od czasu do czasu lubię przeczytać książkę o realnym życiu. 
O tym jak bardzo cenię umiejętności tworzenia bohaterów Lucy Montgomery już doskonale wiecie, dlatego nie będę się po raz kolejny o nich rozpisywać. Jednak, kolejny raz portrety bohaterów zachwyciły mnie. Bardzo podoba mi się to, z po raz olejny nie spotkałam krystalicznie dobrych czy do szpiku kości złych bohaterów. Dzięki temu cała powieści wydała mi się jeszcze ciekawsza, 
Podsumowując, jeśli macie ochotę przenieść się na chwilę z powrotem do krainy dzieciństwa to gorąco polecam Wam tę powieść. Marigold wraz z czarami, które odprawia ( nie chcę zdradzić co tak naprawdę oznacza to określenie, żeby nie popsuć Wam radości z czytania :D ) na pewno przywita Was z uśmiechem na twarzy i nie pozwoli się Wam nudzić.

Pozdrawiam!

niedziela, 21 czerwca 2015

Złocista droga- recenzja książki

Hej!
Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję, która powinna była pojawić się na blogu już dawno temu. Mianowicie mam na myśli drugą część przygód Sary Stanley z "Historynki". Książkę tę przeczytałam jeszcze w maju, jednak w natłoku innych pomysłów na posty jej recenzja umknęła mojej uwadze. Dzisiaj przyszła pora, aby nadrobić zaległości. Zapraszam do lektury.




Lucy Maud Montgomery- "Złocista droga" 
ocena: 5.5/7


Opis fabuły:
Kolejna ciepła książka znanej i lubianej autorki, w której poznajemy dalsze losy bohaterów "Historynki". Sara Stanley powraca do domu i żeby ubarwić przyjaciołom nadchodzące zimowe dni, wpada na pomysł założenia lokalnego pisemka. Nowe dzieło Sary błyskawicznie zdobywa uznanie znajomych i sąsiadów, wzbudzając śmiech, łzy i prowokując mnóstwo zabawnych zdarzeń.

Moja ocena:
Myślę, że nie wszyscy z Was pamiętają w jaki sposób oceniłam pierwszą część przygód Sary Stanley, dlatego chciałbym Wam nadmienić, ze "Historynka" nie zdobyła mojego serca w tak dużym stopniu jak wcześniejsze powieści Montgomery, które czytałam. Może dlatego zabierając się za czytanie "Złocistej drogi" byłam nastawiona nieco sceptyczne, na szczęście książka okazała się być bardzo przyjemną. Muszę przyznać, że powieści Lucy Maud Montgomery są bardzo specyficzne, głównie z powodu wyczerpujących opisów natury z Wyspy Księcia Edwarda. Pojawiają się one niemalże w każdej powieści, dlatego warto robić sobie przerwy od dzieł tej autorki. Tak uczyniłam przed sięgnięciem po tę pozycję i to był strzał w dziesiątkę. Po małej odskoczni powrót do urokliwych zakątków zielonej wyspy sprawił mi prawdziwą frajdę.
Co do samej fabuły to uważam, że autorka bardzo fajnie rozwinęła wątki, któż pojawiły się w pierwszej książce z serii o Sarze. Trudno zauważyć wątek, który byłby przeciągnięty i dlatego nie ciekawy. Ponadto w "Złocistej drodze" pojawia się wielu nowych bohaterów, co dodatkowo sprawia, ze książka nabiera charakteru. Przyznaję, ze po przeczytaniu serii o Emilce i Pat wyrobiłam sobie opinię o twórczości Montgomery (pozytywną, ale nico ją zaszufladkowałam, ponieważ tamte serie były do siebie bardzo podobne: przez wszystkie tomy Ci sami bohaterowie, wokół których kręci się akcja). Tymczasem, "Złocista droga" prezentuje zupełnie inny styl komponowania fabuły tej autorki, co bardzo przypadło mi do gustu. Uważam, że nowi bohaterowie ożywili ranczo, na którym dorasta Sara i jej przyjaciele. Przyznam się szczerze, ze "Złocista droga" podoba mi się dużo bardziej niż "Historynka", co jest dla mnie dosyć niezwykłe, ponieważ zazwyczaj to pierwszy tom książki jest dla mnie tym najlepszym.
Podsumowując, myślę, że powyższa pozycja może być bardzo fajnym towarzyszem długich letnich wieczorów, dlatego jeśli lubicie twórczość Montgomery to zachęcam do sięgnięcia po tę książkę: nie będziecie żałować.

W najbliższych dniach na blogu pojawi się jeszcze jedna recenzja oraz biżuteryjny wpis. W następnej kolejność kolejny post z serii "Z książką przez świat". Także zapraszam do regularnych odwiedzin ;)

Do następnego!

piątek, 19 czerwca 2015

Mój pierwszy chillbox

Hej!
Jakiś czas temu chwaliłam się Wam na facebooku, że zdecydowałam się poznać bliżej ideę chillboxa czyli pudełeczka pełnego relaksu. Przypuszczam, że zdecydowana większość z Was miała już styczność z podobnymi boxami (np. beglossy). Sama muszę się przyznać, że jakiś czas temu zdecydowałam się zamówić jedno z pudełeczek glossy box na próbę, jednak wtedy spotkałam się z ogromnym rozczarowaniem, dlatego teraz kiedy pojawił się chillbox z jednej strony 
byłam bardzo zaintrygowana, jednak z drugiej bałam się powtórnego rozczarowania. Zanim zdecydowałam się złożyć zamówienie poszperałam trochę w internecie, aby dowiedzieć się nieco więcej o tym pudełku. Tak też odkryłam, ze za tworzenie pudełeczek odpowiedzialne są dwie studentki: Ania i Wiola i że jest to ich autorski projekt. Ponadto na facebooku znalazłam kilka podpowiedzi co do najbliższej edycji. W końcu postanowiłam zaryzykować i tak też zostałam posiadaczką czerwcowego pudełeczka pełnego chilloutu.

W dzisiejszym wpisie chciałbym Wam pokazać zawartość mojego pudełeczka, a także poddać je mojej subiektywnej ocenie.




Muszę przyznać, ze pudełeczko zafascynowało mnie już zaraz po otwarciu. W pierwszej chwili nie znalazłam żadnej rzeczy, która by mnie nie zaintrygowała i dlatego od razu postanowiłam przetestować większość zawartości. Po tych pierwszych testach moja ocena uległa zmianie. Jednak po kolei, może najpierw wymienię co znalazło się w moim pudełeczku:

1. Książka "Narzeczona oficera"

Jako prawdziwy mol książkowy muszę zacząć od tej właśnie rzeczy. Przyznaję się, ze to również ona jako pierwsza zwróciła moją uwagę w boxsie. Musze się przyznać, ze dopiero zaczęłam ja czytać, jednak za sam fakt, ze w pudełku znalazła się książka daję dziewczyną ogromnego plusa. Uważam, że dobra książka jest podstawą dobrego chilloutu. Co do samej fabuły to na razie zdradzę, ze fabuła więc interesująca, ale więcej o książce poczytacie w odrębnej notce.

2. Wosk Yanke Candle

W zapachach Yanke Candle ejstem zakochana już od pewnego czasu. Do tej pory miałam styczność jedynie ze świecami, ale od dawna chciałam wypróbować wosk, dlatego bardzo ucieszyłam się kiedy zobaczyłam, że będzie on w chillboxsie ( to dziewczyny zdradziły na facebooku jeszcze przed tym jak złożyłam zamówienie). Jeszcze bardziej spodobał mi się zapach, jest to limonkowa słodycz, wiec idealnie nadaje się na letnie wieczory. Tak więc, kolejny produkt bardzo na tak.

3. Kominek do wosków

Obecność tego produktu totalnie mnie zaskoczyła i przekonała, ze dziewczyny tworzą ten box wkładając w niego całe serce, ale również rozum. Wiedziałam, ze dostanę wosk, ale nie posiadałam w domu kominka i byłam pewna, że aby wypróbować zapach, będę musiała najpierw wybrać eis do sklepu i kupić kominek. Tymczasem autorki pudełeczka pomyślały za mnie i tak też już wczoraj wypróbowałam i zapach i kominek. Brawo dziewczyny! Oczywiście kolejny produkt na plus ;)

4. Cukrowa pianka peelingująca do ciała Organique

I kolejny produkt, w którym się zakochałam. Użyłam pianki na razie jedynie raz, wczoraj, jednak od razu bardzo spodobała mi się jej konsystencja i zapach. Ponadto, zaraz po kąpieli moja skóra była bardzo gładka i nawilżona, co spowodowało, że się w niej zakochałam. Ponadto, z pianki postanowiła skorzystać także moja siostra, a zaraz po kąpieli wyznała, że produkt skradł jej serce i sama chce sobie taki zakupić. Myślę, że dwie pozytywne opinie mogą być miarodajne co do oceny produktu, dlatego ten produkt również na plus ;)

5. Półkula do kąpieli z Ministerstwa Dobrego Mydła

Tego produktu jeszcze nie testowałam, dlatego nie jestem w stanie powiedzieć o nim nic więcej niż to, że osobiście bardzo się ucieszyłam, gdy go zobaczyłam. Osobiście lubię używać w kąpieli tego typu kule, dlatego myślę, że kąpiel w niej na pewno będzie przyjemna.

6. Mus do ciała Nacomi

Jest to jeden z nielicznych produktów, które mnie nie ucieszyły zaraz po otwarciu paczki. Jednak wszystko zmieniło się w momencie kiedy odkręciłam zakrętkę: mus ma nieziemski zapach i za sam zapach warto ocenić go na plus. Mus pachnie tak nieziemsko ( dodam, ze dostałam zapach borówkowy), że zakochałam się w nim od pierwszego...powąchania ;) Dodatkowo, po pierwszym wypróbowaniu stwierdzam, ze bardzo fajnie nawilża on ciało. Kolejny (gigantyczny) plus dla chillboxa.

7. Szampon do włosów firmy Barwa naturalna o zapachu żurawiny

Co do tego produktu, to bardzo trudno mi się o nim wypowiadać. Z jednej strony szampon ma naprawdę fantastyczny zapach, a z ulotki wynika, że jest on wolny od silikonów. Jestem również po pierwszym użyciu i muszę przyznać, że jak na szampon ma on bardzo fajną konsystencję ( nie jest zbyt płynny, co według mnie jest minusem) i łatwo się po nim rozczesuje włosy. Jednak, uważam, że pomysł z umieszczaniem szamponu w chillboxsie nie był zbyt trafny. Najczęściej każda kobieta ma kilka stałych produktów, których używa do pielęgnacji włosów, każda z nas ma inne włosy: farbowane, suche, przetłuszczające się itd., dlatego myślę, że ten jeden produkt nie do końca pasuje do uniwersalności chillboxa. Mimo wszystko, mi przypadł on do gustu, dlatego daję mu plusa, choć liczę, ze w przyszłości szampony nie będą się zbyt często pojawiać w boxsie.

8. 100 gram oryginalnej, francuskiej glinki kosmetycznej, Natur Planet

Po pierwsze ilość: 100 g- rewelacja! Produkt na pewno starczy mi na drugie. Po drugie: jakość- rewelacja do kwadratu! Glinka to ( w moim przypadku) najlepsza maseczka na twarz jaką mogę sobie wyobrazić. Zdecydowany plus i głęboki ukłon dla Wioli i Ani za pomysł z umieszczeniem glinki w chillboxsie. Część dziewczyn narzeka trochę na opakowanie, ale moim zdaniem jest ono jak najbardziej ok. Można je łatwo zamknąć i nie zajmuje dużo miejsca, jak to by było w przypadku jakiegoś pojemniczka.

9. 20% zniżki na zakup uszytej na zamówienie bielizny "Lace & Chocolate"

Sam pomysł bardzo mi się spodobał. W końcu każda nowoczesna kobieta zasługuje na piękną bieliznę, która w dodatku jest do niej dopasowana.  Ponadto, zakupy to najlepsza ( zaraz po czytaniu) forma relaksu. Niestety, w tym sklepie nie znalazłam nic co by mnie powaliło, ale liczę, ze w kolejnych boxach znajdą się zniżki na inne produkty, które bardziej mi się spodobają.


Podsumowując, 9/9 produktów oceniam na plus chillboxa. Jaki z tego wniosek? Chyba w końcu znalazłam boxa, który w 100% spełnia moje oczekiwania. Dlatego chciałabym Wam gorąco polecić to pudełeczko, a dziewczynom: Ani i Wioli ( jeśli to czytają) bardzo serdecznie pogratulować. Pomysł oraz wykonanie są naprawdę bez zarzutu. Liczę, że każde nowe pudełko będzie mnie zaskakiwało tak pozytywnie jak to pierwsze, które spowodowało, że absolutnie zakochałam się w chillboxsie. Wierzę, ze dziewczyny będą nadal mnie zaskakiwać nowościami.

Na koniec jeszcze kilka praktycznych informacji. Chillboxa można kupić w dwóch wersjach: klasycznej i maxi. Ceny to odpowiednio 59 zł i 89 zł. Moje pudełeczko było wersją maxi, ale zakupiłam je za 80 zł, ponieważ w zeszłym miesiącu była promocja ( oby takich więcej ;) ). Zdaję sobie sprawę, że koszty nie są najniższe, powiedziała bym nawet ze pudełeczko jest stosunkowo drogie, choć po podliczeniu cen zawartych w nim przedmiotach wyszło, ze nie jestem stratna za zamawianiem boxa, zamiast kupować wszystkie przedmioty pojedynczo, a na pewno sama bym ich wszystkich nie odkryła. Mimo wszystko, w moim przypadku nie jest to wydatek, na który mogę sobie pozwolić co miesiąc, ale raz na jakiś czas: czemu nie? ;) Was też zachęcam, aby spróbować chillboxa chociaż jednorazowo, bo naprawdę warto.

Pudełeczka możecie zamawiać TU.

Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tym długim postem, ale uważam, ze naprawdę fajnie poznać chillboxa, dlatego chciałam Wam do przedstawić.

Życzę Wam udanego weekendu, a sama uciekam relaksować się przy nowej książce i aromatycznym wosku.

Pozdrawiam!


czwartek, 18 czerwca 2015

Funtowy mobile mix

Hej!
Od dłuższego czasu bombardujecie mnie pytaniami o to czy piesek, który pojawił się na kilku zdjęciach w ostatnim mobile miksie jest mój, dlatego też aby rozwiać te wątpliwości postanowiłam odpowiedzieć na to pytanie na blogu. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić Funta- mojego 2-letniego sznaucera. Funtek uwielbiam pozować do zdjęć, dlatego stwierdziłam, że dzisiejsza notka będzie mobile miksem poświęcony jego osobie ;)
















Jak widać, Funt jest urodzonym modelem, a ja uwielbiam mu robić zdjęcia ;) A wy często fotografujecie swoje zwierzaki? Czy one chętnie się temu poddają? Dajcie znać w komentarzach.

Pozdrawiam!


wtorek, 9 czerwca 2015

Poradnik maturzysty: jak nie zmarnować najdłuższych wakacji w życiu

Hej!
Seria poradnik maturzysty wzbudziła bardzo wiele pozytywnych emocji, co bardzo mnie cieszy, ponieważ jest to pierwsza cykliczna seria postów na moim blogu. Cieszę się, ze poprzednie notki tak bardzo się Wam spodobały (kto nie widział, to zapraszam tu: KLIK, KLIK, KLIK). I choć obiecałam, że nie będzie więcej postów z tej serii, to zmieniłam zdanie,a to dlatego, że przyszedł mi go głowy pomysł na jeszcze jeden temat, który warto poruszyć, a mianowicie pomysły na to, co można zrobić w wakacje, aby całkiem ich nie zmarnować. 
Pomysły są oczywiście ogólne i wcale nie dotyczą tylko maturzystów, jednak postanowiłam podciągnąć tę notkę do Poradnika. Tak wiec, nie przedłużając, zapraszam do lektury.



PODRÓŻE KSZTAŁCĄ:

Nie wiem jak wy, ale dla mnie wakacje to przede wszystkim czas podróży. I wcale nie mam tutaj na myśli nie wiadomo jak dalekich i drogich wyjazdów. Wiadomo, nie każdy z nas ma na tyle pieniędzy, aby móc sobie na takie eskapady pozwolić. Jednak na pewno w okolicy waszego miasta jest wiele ciekawych miejsce, które warto odwiedzić, dlatego też zamiast siedzieć w domu przed komputerem, lepiej wsiąść na rower ( czy w autobus) i pojechać na przejażdżkę ;)




POŚWIĘĆ CZAS NA NAUKĘ CZEGOŚ NOWEGO:

Wiem, wiem...wakacje to czas odpoczynku od nauki, jednak moim zdaniem nie każda nauka musi być obowiązkiem. Każdy z ans chciałby rozwinąć pewne umiejętności, np. nauczyć się nowego języka, nauczyć się gotować czy malować. Myślę, że letnie miesiące warto wykorzystać właśnie na doskonalenie tych umiejętności (zwłaszcza kiedy polskie lato znowu zacznie bardziej przypominać późną jesień i na dworze będzie dużo deszczu)




ZRÓB PORZĄDKI W SZAFIE:

Tak, tak uporządkowanie szafy to aktywność, którą polecam Wam na lato ( ja już to wykonałam ;) ). Nie jest to przyjemne zajęcie, jednak za to bardzo praktyczne. Przypuszczam, że każda dziewczyna nie raz (nie dwa) miała problem polegający an tym, że "nie ma się w co ubrać, ale w szafie nie ma miejsca na nowe ubrania". Jeśli miałaś kiedyś podobny problem, to naprawdę zachęcam: uporządkuj swoją szafę! Mała segregacja i na pewno okaże się, że kilak rzeczy nie jest Ci potrzebnych. Dodatkowo, po takich remanentach może się okazać, że rzeczy, których ty nie potrzebujesz mogą przydać się komuś innemu, wiec warto nie sprzedać na internetowych aukcjach.



NADRÓB ZALEGŁOŚCI FILMOWE I SERIALOWE:

Myślę, ze każdy z nas ma jakieś zaległości, które chciałby nadrobić, a kiedy to zrobić jak nie w wakacje? ;)




CZAS Z PRZYJACIÓŁMI JEST BEZCENNY:

Tak, tak...przypuszczam, ze każdy wymieniłby to na pierwszym miejscu, bo nie ma wątpliwości, ze jest to najlepszy i najprzyjemniejszy sposób spędzania wolnych dni. Według mnie to również jest najważniejsze. Zostawiłam to na koniec, ponieważ myślę, że nie wymaga to dłuższego komentarza.




I takie oto są te moje sposoby na spędzanie długich wakacyjnych dni, a wy co byście mi polecili? Chętnie poznam Wasze opinie ;)

Pozdrawiam!


piątek, 5 czerwca 2015

Weronika zmienia zdanie- recenzja książki

Hej!
Musze przyznać, że długi czerwcowy weekend jest naprawdę bardzo słoneczny, przynajmniej w moim mieście. Bardzo mnie to cieszy, bo wreszcie mogę spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu, na przykład leżąc z książką na leżaku w ogrodzie ;) Nic nie poradzę na to, że jestem prawdziwym książkowym molem i książka jest dla mnie idealnym kompanem na każą porę roku.
Dziś przygotowałam dla Was recenzję powieści, którą "wyhaczyła" w bibliotece moja mama. Kiedy tylko zobaczyłam jej tytuł wiedziałam, ze i ja muszę ją przeczytać:


Małgorzata Maj - "Weronika zmienia zdanie"
moja ocena: 5/7



Opis fabuły:

Weronika, dziennikarka lokalnej gazety, ma skłonności do tycia, puchatych kapci w kształcie kotów i związków ze zdrajcami bez serca i honoru. Liżąc rany po wyjątkowym draniu, podejmuje decyzję, by raz na zawsze skończyć z facetami. W tym samym dniu spotyka na ulicy niebieskookiego mężczyznę...
Jej serce i wola zostaną wystawione na ciężką próbę.
Żorż, Feliks, Ewa oraz Marta - grupa wsparcia, złożona z najbliższych członków rodziny i przyjaciół, sekunduje Weronice. Jednak stawianie tarota, odczytywanie aury, dobre rady i jedzenie gołąbków to za mało, kiedy trzeba stanąć oko w oko z chorobą.

Moja ocena:
Muszę przyznać, że z twórczością Małgorzaty Maj zetknęłam się po raz pierwszy, dlatego też nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Na szczęście, okazało się, że pisarka potrafi stworzyć bardzo interesującą i wciągającą fabułę. Mnie najbardziej przypadł do gustu fakt, iż książka obfituje w zaskakujące zwroty akcji. Ponadto, sam pomysł na fabułę na pewno zasługuje na Oskara ( dziwię się, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby na podstawie tej powieści nakręcić film- byłaby to z pewnością bardzo udana komedia romantyczna :) ). Jestem pod naprawdę dużym wrażeniem książki, jednak nie oznacza to, że wszystko mi się w niej podoba. Powieść jest dosyć gruba, bo liczy sobie ponad 500 stron. Oczywiście to samo w sobie nie jest minusem, jednak fakt, że fabułą rozkręca się niemalże do końca powieści już tak. Autorka wprowadza wiele ciekawych wątków, które intrygują czytelnika, jednak w zakończeniu wszystkie te sploty akcji zostają podsumowane jednym akapitem. Przez to finał utworu sprawia wrażenie, jakby był nieprzemyślany i pisany w pośpiechu, bo okazało się, ze "trzeba skończyć powieść w ciągu godziny". Muszę się Wam przyznać, ze osobiście nie lubię tego typu zakończeń i często sprawiają one, że ogólna ocena danej książki jest negatywna. W tym przypadku nie jest oczywiście aż tak źle, jednak niewątpliwie takie rozwiązanie akcji sprawia, że książka straciła w moich oczach. Kolejnym elementem, który niezbyt mi się spodobał jest fakt, ze autorka stosuje zbyt dużo niedopowiedzeń w fabule. Wiem, że najprawdopodobniej miały one sprawić, ze akcja nabierze tępa i stanie się intrygująca, jednak moim skromnym zdaniem jest ich zdecydowanie zbyt dużo, bo w pewnym momencie czytelnik ma prawo pogubić się w tym, co aktualnie dzieje się w powieści. Pomimo tych kilku negatywnych aspektów, myślę, że mogę Wam z czystym sumieniem polecić "Weronikę". Jest to na pewno bardzo sympatyczna bohaterka, a wraz z Jerzym (mały spoiler ;) ) tworzą parę, której nie da się nie lubić. Tak więc, jeśli któraś z Was jest fanką angielskiej Bridget Jones, to powinna jak najszybciej sięgnąć po tę książkę. Zapewniam Was, ze Weronika jest 1000 razy fajniejsza od Bridget ;)

Pozdrawiam!

środa, 3 czerwca 2015

National Geographic Traveler- recenzja magazynu

Hej!
Dzisiaj przyszła pora na realizację kolejnego zaległego postu. Tak jak Wam zapowiadałam kilka dni temu, chciałabym Wam trochę opowiedzieć o magazynie, który w ostatnim czasie skradł moje serce. Nie wiem jak wy, ale ja czasami lubię oprócz książkę sięgnąć po jakąś ciekawą lekturę w postaci magazynu bądź czasopisma. Nie przedłużając, pozwólcie, że przedstawię Wam Travelera:


National Geographic Traveler
ocena:6/7


Przyznam się szczerze, że na tę gazetę czaiłam się już od dawna, ponieważ jestem wielką miłośniczką wszelkich podróży i bardzo lubię oglądać urocze zdjęcia z różnych stron świata, w które obfituje Traveler. Jednak bardzo długo od zakupy magazynu odstraszała mnie jego cena i na zakup mojego pierwszego numeru zdecydowałam się dopiero w kwietniu.Teraz wiem już, ze było warto.




Tak jak już wcześniej wspomniałam, w magazynie można znaleźć wiele pięknych fotografii. Każdy artykuł jest opatrzony co najmniej kilkoma egzotycznymi fotografiami. Osobiście uważam, że jeśli kogoś (tak jak np. mnie) nie stać na tak egzotyczne podróże to warto chociaż popatrzeć na fotografie z nich. Ponadto, Traveler jest również bardzo dobrym źródłem informacji. Co ciekawe, można w nim znaleźć nie tylko fakty geograficzne czy historyczne z danych miejscowości. Oprócz nich znajduje się tam mnóstwo ciekawostek oraz praktycznych informacji dotyczących podróżowania, takich jak ceny biletów w metrze czy najtańsze loty. Dodatkowo, co miesiąc na "celownik jest brany" inny kraj i dzięki temu za każdym razem możemy dowiedzieć się czegoś o nowym miejscu.
Jednak w magazynie oprócz egzotycznych scenerii, możemy odnaleźć także polskie klimaty. W każdym numerze jest obecna rubryka "Polska". Dzięki niej sama poznała kilak miejsc, któe warto odwiedzić w wakacje.



Warto także wspomnieć, że do każdego numeru wydanego papierowo, można odnaleźć materiały multimedialne na internecie.



Podsumowując, sama pokochałam Travelera i myślę, że zagości on w mojej biblioteczce na dłużej. Artykuły z niego przyrządza się, zwłaszcza teraz, w okresie kiedy każdy planuje wakacyjny wyjazd.



A wy, mieliście już do czynienia z tą gazetą?

Do następnego!


wtorek, 2 czerwca 2015

Lista rzeczy do zrobienia

Hej!
Wszystkie egzaminy maturalne już za mną, a ostatni tydzień upłynął mi na totalnym leniuchowaniu. Jednak, nie jestem osobą, która chciałabym "przeleniuchować" całe wakacje. Zwłaszcza, że są to najprawdopodobniej najdłuższe wakacje w moim życiu. Od kiedy tylko pamiętam byłam dobrze zorganizowana i lubiłam żyć według planu. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że uwielbiam zapisywać sobie wszystkie swoje plany w notatniku bądź kalendarzu, a później odkreślać te, które już zrealizowałam, dlatego też postanowiłam, że przygotuję sobie listę swoich planów na wakacje. Postanowiłam, że podzielę się z Wami moimi planami na najbliższe trzy miesiące, ponieważ wtedy trudniej będzie się wycofać.



Poniżej znajdziecie listę 10 rzeczy, które mam zamiar zrobić tego lata!

1. Wywołać wszystkie zaległe zdjęcia, poukładać je w albumach oraz porobić foto-książki z ważnych dla mnie wydarzeń.  (ten punkt zaczęłam już realizować i całkiem nieźle mi idzie ;) )

2. Zacząć ćwiczyć codziennie i jeździć na rowerze minimum raz w tygodniu.

3. Przeczytać wszystkie książki z mojej specjalnej listy ( o tej liscie więcej napiszę Wam za jakiś czas)

4. Organizować sobie jak najwięcej małych wycieczek ( tak dużo jak tylko będzie to możliwe, np. do Krakowa czy Sandomierza)

5. Zacząć naukę duńskiego i konsekwentnie ją kontynuować przez całe wakacje.

6. Zabierać Funta na długie spacery i poświęcać więcej czasu na zabawę z nim ( ostatnio nieco go zaniedbałam :/)

7. Nadrobić zaległości serialowe i filmowe ( co najmniej raz w miesiącu wybrać się do kina ;) )

8. Zacząć spisywać swoje marzenia ( zakupiłam już specjalne notesik i zamierzam rozpocząć tworzenie listy 10000 marzeń)

9. Skompletować "wyprawkę studencką" ( głównie chodzi o zakup nowych ubrań, walizki itd)

10. Rozwijać bloga, wcielić w życie wszystkie pomysły na kolejne posty, pisać notki min. 1 na 2 dni.

11. Każdy dzień spędzać kreatywnie i z uśmiechem na twarzy ;)

Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować wszystkie moje cele. A wy, lubicie spisywać swoje plany czy wolicie żyć spontanicznie?

Do następnego!